Forum Dla miłośników fantasy Strona Główna

FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Zaloguj
 
Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy temat Odpowiedz do tematu  Forum Dla miłośników fantasy Strona Główna » Nasza twórczość
Autor Wiadomość
Pierutka



Dołączył: 08 Mar 2007
Posty: 122
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Śro 21:50, 28 Mar 2007

Każde opowiadanie musi być skończeniem poprzedniego. Ktoś poda tytuł, i książka będzie na temat. Stworzymy cudną historięSmile W tematach piszemy to, czym tu zaczęłam i pisze początek. Dla ułatwienia, piszemy tylko białym kolorem.

***
Eragon wyłonił się z mgły. Gdy Saphira go spostrzegła, był zapłakany.
-Co się stało? Nic Ci nie jest?-zapytała z troską.
-Nie-warknął-chcę być sam
-Nie pomoże Ci rozpacz.
-Wypłakiwanie swoich smutków w oblicze durnej smoczycy też nie jest dobre!-ryknął.
Lał się z niego pot połączony z łzami.
Co ja zrobiłem?-pomyślał-obraziłem smoka!!!
-Nie martw się mój mały.-odrzekła.
-Niby jak?
-A o co chodzi?
- Gdy dowiedziałem się, że Murtagh to mój brat, z początku go znienawidziłem, że jest zdrajcą. Ale teraz-zawisił mu się głos.
Odetchnął głęboko. Otarł pot z czoła, usiadł przy ledwie żarzącym sie ognisku.
-Brakuje mi go. Tęsknie, za walkami przy ognisku, tesknię, za śmiesznymi i bezsensownymi kłótniami...
-Wybrał zło
-Tego już za wiele! On..-gdy zorientował się, że krzyczy, szybko zaczął szeptać- został zmuszony. Rozumiesz? Był torturowany, zginąłby dla mnie.
-Ale jednak nie zginął dla Ciebie
-Bo mu nie pozwoliłem.Kazałem
-Co?
- Zakazałem mu odmówić. Powierzyłem mu swoje zycie. Ja go w to wplątałem-ja go uwolnię
Zaczął przypinać juki do siodła.
- Działasz pochopnie.
- Pochopnie! Może właśnie teraz torturuje go, aby przysiagł, że mnie zabije...
-A więc co robimy?-zapytała Saphira.
-Zmuszę Galbatorixa do odwołania służby z nożem przy gardle,
-Zginiesz!
-To mój brat nie rozumiesz! Jestem gotów oddać wszystko, aby tylko przestał cierpieć!-ryknął.
-Rozumiem. Do Uru baenu? Bez zatrzymywania?
-Taką właśnie ciebie lubię. O to chodzi!-krzyknął, osiodłał Saphirę i wsiadł na nią.
-Pędź jak wiatr-szepnął.
-Oczywiscie. Potrafię szybciej!!!-i z tym okrzykiem ciężko odbiła sie od ziemi. Eragon widział pod sobą jedynie zamazany obraz. Nagle dostrzegł czerwona plamę zmieszaną z malutką czarną nisko, pod nimi, zaraz nad ziemią.
-To Murtagh! Ląduj!!!-wrzasnął blokując umysł na Saphirę.
-Murtaghu! Murtaghu!!!-krzyczaj w umyśle szukając go.
-Eragonie! Jak dobrze że cie słyszę. Nie ląduj, musiałem przysiąc w pradawnej mowie, że jak cię zobaczę to nie odpuszczę, dopóki nie zabiję.
-Przekazałem już Saphirze. Jak tam Cierń?
-Dobrze, dorasta do Saphiry
-Dawno jej nie widziałeś
-Gdzie lecisz?
- Do Uru baen zabić twego prześladowcę
-Zabijesz się!!! To nie jest mozliwe, straże cię pojmą, ogólnie, po tobie!!!
-Rzuciłem zaklęcie. Przez 60 minut nie podlegasz przysiedze.
-Więc zleć na ziemię
Eragon zleciał. Nim Saphira kucnęła, on zjechał po jej lewej nodze. Natychmiast rzucił się obejmując Murtagha.
-Murtagh! Myślałem że nigdy nie zobaczę ciebie żywego!!!
-A jednak-mruknął w odpowiedzi Murtagh polerując miecz.
-A co z Uru baenem?
-Mam plan-przerwał na chwilę, jakby się zastanawiając-Rzucisz to zaklęcie przed Zamkiem. Uprowadzę cię, zabiorę twój miecz, doprowadzę do króla, oddam miecz, a ja zajmę się strażnikami i innymi. Musisz go zabić przez godzinę.
-Napewno się uda-odrzekł szybko Eragon.
-Co robisz głupcze! Skazujesz nas na opętanego zdrajcę?-usłyszał Saphirę.
- Nie ma wyjścia.Jutro wyruszamy do Uru baen-rzekł głośno-wstane przed świtem i będę leciał niebem.
-Dobrze. Ja polecę dołem, i zaczekam na głazie przy zamku. Tam nikogo nigdy nie ma.
-OK. Dobranoc-rzucił rozkładając posłanie. Murtagh zamruczał coś w odpowiedzi, po czym głośno zaklął.
-Co jest?-zapytał Eragon
-Zaczyna działać przysiega. Nie będę odwracał sie w twoja stronę. Dobranoc-odrzekł, po czym zasłonił sie kołudrą.
Tak, to jedyne wyjście-pomyslał po czym mruknął do Saphiry i Ciernia dobranoc i okrył się kocem.

***
Copyright 2007 BY Pierutk@
Zastrzegam sobie prawo do drobnych popraw w opowiadaniachNie wolno Uśmiercać Murtagh'a ani Eragon'a!!![/i]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pierutka dnia Czw 16:53, 11 Paź 2007, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Arya



Dołączył: 12 Gru 2006
Posty: 84
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 15:30, 29 Mar 2007

Ciekawe, ale trochę przecholowałaś z tym wstrzymaniem zklęcia, przynajmniej mi się tak wydaje. Ale mimo wszystko fajnie!

Moze później dodam od siebie...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pierutka



Dołączył: 08 Mar 2007
Posty: 122
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Czw 18:37, 29 Mar 2007

Gdy Eragon zbudził się rano, dostrzegł tylko Saphirę. Wbrew planom, Murtagh poleciał pierwszy. Może nie mógł spać?-zapytał sam siebie. Gdy zobaczył swój koc, pod którym spał dziś Murtagh, na kocu leżałą zmięta kartka. Podszedł bliżej i odrył, że jest przepełniona niezbyt wyraźnymi runami. Uśmiechnął się w duchu. Wiedział, że tylko elf się z tego rozczyta. Po chwili wpatrywania się w tekst, Eragon wszystko sobie przetłumaczył, gdyż tekst był w pradawnej mowie. Napisał prawdę-pomyślał.

***
Eragonie, to ja, Murtagh.
Wiem, że były inne plany, ale coś zaczęło mnie obłąkiwać. Gdy tylko o tobie pomyślałem, chciałem cię zabić. Nie byłoby bezpieczne z mojej strony, jakbym nocował w obozie. Szukaj mych myśli na Marnie, górze przy Gil-eadzie. Unikaj ludzi. Czekam. Przyleć Saphirą w ciągu 2 dni, inaczej uznam że nie żyjesz i zwaliłeś plan w gruzy.
Murtagh

Po przyeczytaniu listu, Eragon nie był zdziwiony. To jest szaleniec. Dobrze że ta cząstka jego wciąż się sprzeciwia.
-Jak tam, Mały?-zapytała Saphira.
-Zamknij się. Myślę.
-Przepraszam panie wielcemyślący-odpowiedziała z pogardą.
-Saphiro, przepraszam, ale muszę znaleźć zwój Oromisa.
- O jakiej tematyce?
- O czarnoksięskich sposobach łamania pradawnej mowy.
- Niestety, nie ma.

Eragon zaklął. Zaczął zastanawiać się, jakby rzucić zaklęcie do zachodu słońca. Saphira przez moment napierała na jego umysł, jednak po chwili prób poddała się. Eragon w spokoju rozmyślał.
-Aiedail...tak, to będzie mogło oznaczać do końca dnia.
-Brawo, Mały!!!
-Garjzla...To będzie oznaczać 'światło końcem'.
Eragon przeciągnął się.
- Ale jak wyrazić blokadę?
- Może Varden? Strażnicy...
-Tak, to może być. Aiedail Garjzla Varden. Nie, brakuje znaczenia 'pradawna mowa'
- Dodaj też 'Atra nosu waíse fricai'. Zostańmy przyjaciółmi.
-Tak, doskonale Saphiro. Może hren?
-Z tego co pamiętam, w agaeti blodhren agaeti znaczyło 'święto', 'blod' krew, natomiast 'hren'...
-Tak, przysięgę. A więc: Aiedail Garjzla Varden hren Murtagh un atra nosu waise fricai.
-Doskonale. Ale jak to sprawdzimy?
-Powiedz w pradawnej mowie, że nie nazwiesz mnie mistrzem.
-Elda Eragon noi iet ebrithil.
-Dobrze. Aiedail Garjzla Varden hren Saphira un atra nosu waise fricai!
Po kilku minutach poprosił:
-Powiedz,że Eragon to mój mistrz.
-Eragonie!
-Proszę.
-Elda Eragon ist iet ebrithil.
Po kilku minutach Eragon sprawdził efekt.
-Możesz wszystkim ruszać? Odzywać się? Zionąć ogniem? Robić wszystko, co chcesz?
-Tak
Cicho zamruczała. Na dowód wspaniałomyślności Eragona zanuciła w pradawnej mowie:
-Eragon to nasz mistrz,
nie nie ulęknie się przed nikim,
kto chce uzdrowić nas,
oraz nas pochować.

-Piękny poemat-wyrzekł cicho w odpowiedzi.
Rozglądnął się wokoło. Nagle poczuł silną więź łączącą Saphirę i go.
-Bjartskular skulblaka... (Błekitnołuski smoku)
-Nic nie mów. Doskonale cię rozumiem.-przerwała.
-A więc ruszajmy!-wykrzyknął-Do Murtagha! Po śmierć i życie, po wolność i niewolę, po nienawiść i miłość!
-Tak! Na kopytne sarenki! Po Murtagha!!!
I tak Eragon i Saphira rozpoczęli przedostatni etap podróży do Uru baen. Ostatni. To będzie tylko śmierć. Wywiodłem Murtagha na śmierć-pomyślał, poczym całkowicie zajął się lotem. Raz trzeba było skierować Saphirę na południe, raz na wschód, a czasem zupełnie na północ. Bez nawet minuty wypoczynku, lecieli, noszeni wiatrem. Gdy dostrzegli Marnę, Eragon rzucił zaklęcie na Murtagha i kazał jej lądować
- To ja, Eragon.Eka aí friai un Shur'tugal! - Jestem Jeźdźcem i przyjacielem!
-Eka aí friai un Shur'tugal! - Jestem Jeźdźcem i przyjacielem!- Tu Murtagh. Zabezpieczyłeś nas?
-Tak, do zachodu słońca.
-To sprawdzony sposób?
-Aiedail Garjzla Varden hren Murtagh un atra nosu waise fricai. Tak brzmi zaklęcie. Jest nieściągalne przez nikogo do zachodu słońca. Potem trzeba rano wypowiedzieć formułę ponownie.

Eragon wylądował. Murtagh leżał skulony przy górze, Cierń natomiast czuwał na skalnej półce.
-Doskonale, Eragonie. Świetne zaklęcie.
-Tak -wyszeptał.-Dobrze cię widzieć.
-Ciebie też, braciszku!!!
Rzucili się sobie w ramiona. Nie widzieli się jedynie pół dnia, a Eragonowi i Murtaghowi wydawało się,że to był co najmniej rok.
-Ty nocujesz tam, w górze. Ja tutaj. Pójdziesz na górę zaraz przed zachodem słońca.
-Oczywiście, mistrzu. Oei ebrithil.
-Nie mów tak.
-Ja nie mam zaklęcia na sobie. Daję słowo jeźdźca.Vel ed'nradhin iet ai Shur'tugal. Jesteś moim mistrzem.
-Dzięki-bąknął Murtagh zaczerwiniony.
Eragon nigdy wcześniej takiego go nie widział. Zdawał się być zawstydzony, co wcześniej mu się nie zdarzało, i zmęczony życiem. Wpływ Galbatorixa, pomyślał.
Długo jeszcze omawiali plan przed zachodem słońca.
***
Copyright 2007 BY Pierutk@
Zastrzegam sobie prawo do drobnych popraw w opowiadaniach! Nie wolno Uśmiercać Murtagh'a ani Eragon'a!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Arya



Dołączył: 12 Gru 2006
Posty: 84
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:57, 29 Mar 2007

Rankiem Eragona zbudził straszny hałas. Wrócił szybko do przytomności i rozejrzał się wokół. Ze zdziwieniem ujrzał tarzającego się po ziemi Murtagh’a. Jego palce wykrzywiały się jak szpony i prostowały, plecy wyginały się w łuk, a oczy były mocno zaciśnięte. Dłonią jeździł po trawie obok siebie. Jego palce trafiły na rękojeść miecza. Zerwał się jak oparzony z ziemi z rykiem rannego zwierzęcia. Otworzył oczy i skierował swój wzrok na Eragona.
- Zabiję cię!- wrzasnął potężnym głosem. Eragon w ostatniej chwili uskoczył przed ciosem w brzuch rdzawoczerwoną klingą. Zaczął szukać swego miecza, którego używał po stracie Zar’rocka, nigdzie jednak go nie było. Zaklął głośno i wskoczył za wyłom skalny, potknął się. Ze zdumieniem odkrył, że jest słaby i obolały.
Eragonie! – to Saphira wzywała go. Miarowy łopot jej skrzydeł rozbrzmiewał coraz głośniej z każdą chwilą.
Nie ląduj! – odkrzyknął. – Pamiętasz to zaklęcie, którego użyliśmy wczoraj? Ono wyssało ze mnie energię! Użycz mi sił, muszę je powtórzyć!
Jesteś pewien?! Starczy ci mocy?
Musi!

Po chwili poczuł, jak energia z ciała smoczycy wlewa się w niego.
-Aiedail Garjzla Varden hren Murtagh un atra nosu waise fricai!!!
Poczuł nagłe osłabienie, ale dzięki Saphirze nie było ono poważne.
Chwilę później usłyszał odgłos ciała uderzającego o ziemię. Wychylił się zza załomu i ujrzał bezwładne ciało. Zerwał się z miejsca i podbiegł do brata.
- Murtagh! Co to było?
- Galbatorix… jego zaklęcie kazało mi zabić ciebie. Ja… - sapnął i stracił przytomność.
- Śpij, bracie – Eragon położył Murtagh’a na kocach i zwrócił się do Saphiry: Pomszczę go! Ten szaleniec zapłaci mi za to! Ale teraz – machnął ręką – niech śpi. A co z Cierniem?
Leży na szczycie skały. Polecę do niego.
Jej ostre pazury wyżłobiły głębokie ślady w trawie. Gdy został sam, Eragon napełnił miskę wodą. Chciał najpierw zobaczyć, jak radzi sobie Roran, którego zostawił z Angelą i wieśniakami w Surdzie, ale później zaklęcie skierował na Aryę. Zobaczył ją w komnacie króla Orrina, z tymże królem, Roranem, Nasuadą i Elvą. Ach, Elva! Od miesięcy próbował ułożyć zaklęcie, które mogłoby zdjąć z niej klątwę, ale nie miał czasu go wypróbować.
Gdyby Murtagh nie był uzależniony od tego padalca, to wspólnie moglibyśmy uczynić wiele. Ale cóż…

Xxx

Po kilku godzinach medytacji wyczuł, że świadomość Murtagh’a powraca. Jego brat spał jeszcze, ale nie był to sen nieprzytomny. Nieśmiało wsunął się do jego umysłu.
Murtagh?
Eragonie… Wybaczysz mi?
Nigdy nawet się tak nie pytaj! Zawsze ci wybaczę.
Nie zasługuję… Jestem zdrajcą!
Słuchaj mnie uważnie, bo nie będę powtarzał: zrobiłeś to, co musiałeś. Inaczej zginąłbyś, a tak możemy cię jeszcze uwolnić… Starszy a głupszy…
No, no, nie pozwalaj sobie
E tam.. Bardzo bolało?

Nie, skąd? – Eragon poczuł ukłucie nieśmiałego rozbawienia ze świadomości Murtagh'a.
Tak, uważaj, bo uwierzę. Śpij jeszcze – pożegnał go i powrócił do swego ciała. Ze zdumieniem stwierdził, że Saphira siedzi obok niego. Wyczuwał emanujące z niej napięcie.
Eragonie. Ja i ty, Murtagh i Cierń, elfy, krasnoludy a nawet ludzie coś czują… Nadchodzi czas Ostatecznego Przedstawienia, w którym my zagramy główną rolę…


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

By Arya


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pierutka



Dołączył: 08 Mar 2007
Posty: 122
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Pią 17:41, 30 Mar 2007

Eragon zastanowił się nad słowami Saphiry.
-Co to może znaczyć?
-Jak to co? Wojnę... Śmierć wielu złych ludzi, a przede wszystkim Galbatorixa.
-Tak...Tylko to.

Podszedł do Murtagha. Schylił się nad nim, wyczuł miarowy oddech i wyczuł niepewność w jego umyśle. Zastanawiał się, czy kiedyś Murtagh go zabije. Odwrócił wzrok kierując go w stronę słońca. Nagle usłyszał:
-Przepraszam...-wymamrotał głos.
Eragon odwrócił głowę. Ujrzał Murtagha leżącego na kocach z opuszczoną nisko głową.
-Przepraszam..-powtórzył.
-Każdy z nas ma chwile niepewności. Każdy z nas jest szaleńcem. Każdy z nas zabił niewinne stworzenie...-odpowiedział mu.
-To moja wina. Trzeba było ciebie nie śłuchać...Zrobiłbym wszytsko, byleby tylko cofnąć czas. Hrothgar, Vanir, Ajihad... Oni wszyscy by żyli.
-Nie ty zabiłeś Ajihada. Ja powinienem się zabić za to, że zamiast biegnąc za moim bratem po tunelach, sam nie miałem odwagi i wysłałem tam Aryę. Ja szukałbym ciebie aż bym tam zdechł. Wtedy Hrothgar i inni by żyli, ale ty nie byłbyś jeźdźcem.
-Co to za duma, jak jestem nim z przymusu i jako zły człowiek?
-Każda duma jest dumą dobrą. Mam wogóle szczęście, że nie postanowiłem jak jakiś złośliwy szczur kontynuować szkolenia i nie ratować cię...
-Tak czy inaczej...
-To wina Galbatorixa. Tylko jego. Teraz nie gderaj tylko odpoczywaj.-przerwał Eragon.
-Mogę wtrącić?-zapytała Saphira.
Eragon powiedział Murtaghowi słowa smoczycy po czym odparł:
-Jasne.
-Ty też musisz odpoczywać. Czeka nas długa droga.

Eragon powtórzył Murtaghowi słowa smoczycy, po cztym rzucił:
-Położę się przed zachodem słońca.
-A co będzie, jak znowu ON mnie opęta?-zapytał z grozą Murtagh.
-Nieszczęście-mruknął Eragon po czym bez słowa poszedł w dół góry.

***
Murtagh siedział w milczeniu zastanawiajac się, czy w końcu przez zwariowanego Galbatirixa zabije brata. Mam nadzieję, że nie-pomyślał. Po kilku minutach wstał, strzepnął koce i pobiegł w dół góry na poszukiwanie Eragona. Siedział samotny, rzucając pojedyncze kamienie w stronę Gil'eadu.
-Wszystko dobrze?- spytał się jego Eragon.
-Tak-odparł.
-Wiesz może, gdzie jest Saphira?
-Leciała na łowy w strone puszczy.-odpowiedział Murtagh.
-Aha-rzucił Eragon, po czym wstał, rozprostowując nogi z bolesnym jękiem. Murtagh zaraz rzucił się go przytrzymać.
-Nic ci nie jest?-zapytał z troską, prowadząc go do obozu.
-Nie, po prostu mi zdrętwiały.
Obaj wspięli się do obozu Murtagha. Eragon popatrzył chwilę na brata, potem na powoli zachodzące już słońce i powiedział:
-Idę na szczyt. Błagam, spróbuj mnie nie zabić w nocy.
-Dobrze, dobrze. Jakby co, to Saphira mnie powstrzyma. Rozmawiałem z nią. Dobranoc -powiedział Murtagh, po czym przeciągnął się i położył na posłanie.
Eragon po chwili zamyślenia rzucił "Dobranoc" po czym wspiał się na szczyt.

***
W środku nocy Eragona obudził wrzask. Zdenerwowany popatrzył w dół. Zobaczył Murtagh siłującego się w objęciach jednego z Ra'zaców. Na widok drugiego zamarł z przerażenia. Odkrył, że celuje do Murtagha z łuku.

***
Murtagh zbudziło syczenie. Szybko wstał, rozprostował kości i wyjął Zar'roca z pochwy. Dostrzegł dwa niewyraźne cienie, poczym przygotował się na walkę. Zaskoczyły go; jeden z nich rzucił się na niego z sztyletem w ręku, drugi celował w serce. Wiedział, że to Ra'zaci. Muszę ostrzec Eragona!-pomyślał, po czym zaczął ile sił w płucach wrzeszczeć. Po chwili bezkształtny ryk przekształcił się w jedno słowo powtarzane ciągle-"uciekaj".

***
Eragon miał wrażenie, że serce zaraz pęknie mu z bólu. Nie wiedział co robić. Pobiegł szybko i cicho po łuk Murtagha podparty o ścina góry, po czym wycelował w Ra'zaca trzymającego Murtagha. Ra'zac pisnął, skulił się, i prędko uciekł poza światło księżyca. W tym samym czasie, zanim Eragon zdążył się zorientować, Ra'zac wypuścił w jego stronę strzałę. Murtagh jednym susem skoczył, ochraniajac go swoim ciałem, i dostał strzałą Ra'zaca w brzuch. Eragon z wściekłym rykiem pognał w stronę Ra'zaca, lecz ten uciekł poza zasięg jego oczu. Dwoma susami skoczył do Murtagha, który ciężko dyszał. Wyginał się, wił, z grymasem bólu na twarzy starał się nie patrzeć na niego. W oczach miał jeden wyraz: zabić. Eragon bez namysłu wykrzyknął:
-Evarinya slytha Varden hren Murtagh un atra nosu waise fricai!
Murtagh natychmiast przestał się ruszać. Mocno zacisnął pięści z bólu tak, ze paznokcie powbijały mu się w skórę. Po dłoniach ciekła mu krew. Oczy miał zaciśnięte, ciało podkulone, a z brzucha sterczała mu strzała. Gdy tylko Eragon zbliżył ręce do niego, Murtagh wymamrotał:
-Olej...seithr..
-O co chodzi?-spytał Eragon zrospaczony.
-Strzały...zatrute...nic nie rób...ja..-zawiesił mu się głos.
Eragon widząc jego rękę przesuwającą w poprzek szyi powiedział:
-Przeżyjesz! Musisz! Trzymaj się!
-Błagam...co ja zrobiłem!-dodał.
Widział jak Murtagh staje się coraz bardziej siny. Otworzył oczy. Eragon widział w nich pusty wyraz braterskiej miłości. Oddychał coraz szybciej, serce w piersi coraz rzadziej biło. Widział, jak Murtagha opuszcza duch. Po chwili przestał oddychać. Eragon cały mokry od łez, postanowił się nie poddawać Tyle w zyciu wycierpiał! Nie pozwolę mu odejść!
Wszedł w jego świadomość. Zobaczył kilka obrazów dzieciństwa: kilkoletni Murtagh biegający z wielkim mieczem, matkę, krzyczącą na niego z niewiadomego powodu i coś, co go prawie sparaliżowało: 3 letni chłopiec siedzący tyłem do mężczyzny z mieczem w ręku; po chwili cisnął nim z całej siły w małego chłopca. Przewinęły się mu także przed oczami obrazy cierpienia z powodu tej rany; dostrzegł też, jak bardzo cierpiał podczas wczorajszej napaści na niego. Szybko wdarł się głębiej w umysł i wszedł w jego ciało. Swój oddech, energię i myśli dzielił z bratem. Po chwili poczuł, że i jego, i brata powoli opuszcza życie. Zrozpaczony wezwał Saphirę.
-Saphiro! Bez gadania, wspomóż nas! Umieramy!
Nic wiecej nie usłyszał. Wrócił w swoje ciało i czuł tylko dotyk skały, na którą się zsunął.

***
Wstał rano z gigantycznym bólem głowy. Był taki mocny, że prawie go ogłuszał. Zastanawiał się, kiedy Murtagh umarł. Pewnie nie zdołałem go utrzymać-wyrzucał sobie. Po chwili ból głowy ustąpił. Był owinięty szczelnie w koc, obok niego ściśnięty łapą Saphiry i wstrząsany konwulsjami leżał Murtagh. Lał się z niego pot, między palcami Saphiry sterczała strzała w jego brzuchu. Eragon szybko wstał, lecz natychmiast runął na koc.
-Nie masz sił mój mały.
-Trzeba mu pomóc!!!
-Za moment. Najpierw dam ci troszkę energii.

Poczuł w sobie dawke ciepła. Powoli wstał na nogi i podszedł do Murtagha.
-Aiedail Garjzla Varden hren Murtagh un atra nosu waise fricai!-wymamrotał.
Saphira puściła Murtagha. Ten leżał na kocu, wciąż wijąc się po ziemi.
-Waíse heill-szepnął.

***
Murtagh obudził się. Poczuł palący ból w brzuchu i w ramieniu. Otworzył oczy i odkrył, że po policzkach spływają mu łzy. Poczuł czyjąś rękę przecierajacą mu oczy i dostrzegł Eragona. Już chciał zacząć, gdy Eragon powiedział:
-Nic nie mów. Dziękuje. Masz strzałę w brzuchu. Pewnie bardzo boli-wymamrotał.
Murtagh zamknął oczy. Czuł, że Eragon mocno ściska jego rękę. W brzuchu czuł taki wielki ból, że ledwo oddychał.
-Strzał...wyjmij-powiedział pod nosem.
Eragon natychmiast przerwał jego tunikę i dostrzegł strzałę i wokół niej żółto-czerwoną ranę. Rana rozpościrała się przez cały brzuch. Z niewielkim wysiłkiem delikatnie wyjął strzałę z brzucha brata. Usłyszał jęk. Gdy popatrzył na jego twarz, zobaczył grymas bólu.
-Przepraszam - szepnął.
Z powrotem wziął sie do pracy. Zaglądnął w głąb rany i dostrzegł wypalone wnętrzności. Po kilku minutach pracy, złaczył mięśnie i wszystko inne w całość. Na koniec jeszcze zakleszczył skórę, i obmył siniak ciepłą wodą zagotowana przez Saphirę. Gdy wszystko już skończył, opatulił go ostrożnie w koc. W między czasie Murtagh musiał stracić przytomność. Po kilku godzinach czuwania nad nim, wreszcie się obudził. Jego twarz przypominała twarz starca. Była zmęczona, wymizerowana, pozbawiona dawnego błysku w oczach i radosnego usposobienia. Eragon czuł, ze to nie jest ten sam dumny i pewny siebie chłopak, lecz smutny i obolały mężczyzna zahartowny bólem i nieszczęściem. Nieźle się wcześniej trzymał-pomyślał.

***
Murtagh obudził się. Nie czuł już bólu w brzuchu, nie czuł bólu ramienia ani zimna skał. Wyczuł przy sobie Eragona.
-Cześć-mruknął
-Murtagh! Dziękuje ze uratowałes mi życie. Gdyby nie ty, leżałbym teraz w głębi ziemi i bym spał na wieki.
Murtagh próbował usiąść, lecz przez ból brzucha runał z powrotem głową na posłanie. Oddychał płytko, ledwo był przytomny. Widział, że Eragon przybliża się do jego głowy.
-Jak tam? Wszystko boli, no nie?
-Tak-odparł krótko.
Nie czuł nóg. Zadawało mu sie, że istnieje tylko on, Eragon i ból brzucha.
-Bardzo boli? -usłyszał pytanie.
-Nie -rzekł, lecz naprawdę bolało go strasznie. Po chwili ból tak się nasilił, że zaczął jęczeć.
-Nic ci nie będzię, żelazny duchu - powiedział Eragon.
Murtagh poczuł, że coś delikatne podnosi go do góry. Poczuł lekki uścisk szponów na swym ciele. Po chwili smok zmocnij uchwyt, i Murtagh wrzasnął.
-Ostrożniej, Cierniu!!-usłyszał.
Wiedział, że trzyma go Cierń. Z boku usłyszał lekkie sapanie Saphiry, więc wiedział, że obok jest Eragon Lecieli tak przez kilka godzin, po czym usłyszał krzyk Eragona:
-Przelecieliśmy już Isenstar. Możemy lądować.
Poczuł, że Cierń ląduje. Delikatnie położył go na ziemi. Podszedł do niego Eragon.
-Już dobrze, brachu. Tu nic nam nie grozi. Jesteśmy u wybrzeży Du Weldenvarden, przy jeziorzę Isenstar. Niczym się nie przejmuj. Dbam o to, abyś był bezpieczny, oraz Saphira delikatnie przykrywa cię łapą w nocy, abyś nie wstał i mnie nie zaatakował.
-To dobrze. Czuję się już lepiej, za jakiś tydzień możemy ruszać do Uru baenu.
-Nie. Nie masz dość sił. Rana Ra'zaca wciaz drąży ropę. Jesteś wciąż ledwo żywy -odpowiedział Eragon.
Przez kilka dni, Eragon gotował Murtaghowi i sobie jedzenie, przemywał mu ranę i ogólnie rehabilitował. Nie zapominał też o rzucaniu zaklęć przeciw przysiędze do Galbatorixa. Przez ten czas rana Murtagha wciąż była żółto-czerwona i wciąż sączyła ropę. Widać, rana Ra'zaców bardzo go wyniszczyła. Nie czuł pewnie już bólu, lecz wciąż dostawał ataki. Równocześnie Murtagh próbował wstawać, lecz bez skutku. Nie miał sił, a gdy tylko zgiął się w pół, rana atakowała go bólem. Po tych kilku dniach, Eragon bez wiary w to, że Murtagh wyzdrowieje, zaglądnął w ranę. Aż krzyknął z podziwu. Rana Murtagha była gładka!

***
-Wciaż cie boli?-zapytał Murtagha Eragon.
-Coraz mniej. Mogę już usiąść.
-Ale jak?'
-Walczyłem. W końcu się udało.
Usiadł, poczym sam zjadł przyniesiony przez Eragona posiłek. Eragon wciąż niedowierzał, że w ciągu jednej nocy, sącząca rana zamieniła się w zdrową skórę. Po kilku dniach lekkich ćwiczeń, Murtagh stanał na nogi. Ledwo co się trzymał, lecz podtrzymany przez Eragona zdołał zrobić kilka kroków. Codziennie mógł chodzić coraz dalej, lecz wciąż podtrzymywany przez Eragona. Od czasu postrzelenia Murtagha, minęły ponad 2 tygodnie. 16 dnia, po zadaniu rany przez Ra'zaca, Murtagh postanowił sam wstać. O dziwo, wstał i zrobił kilka kroków. Po chwili zatrzymania, zrobił jeszcze kilka kroków, po czym przeszedł ponad 40 stóp. Zadziwiony Eragon rzekł:
-Boli cię coś jeszcze?
-Nie, mogę już chodzić i tak dalej. Mogę czarować. Nie próbowałem jeszcze walczyć.
-Nie minęło wiele czasu. Jeszcze nie. -zakazał Eragon.
Nastepnego dnia, Murtagha obudziła wypowiedziana przez Eragona formuła zaklęcia. Wstał, dobył miecza, mruknał "Gëuloth du knifr!" i kazał Eragonowi też dobyć miecza i tępić go.
-Murtaghu! Jeszcze nie!
-Tak - rzekł, i zadał cios Eragonowi. Eragon błyskawicznie go sparował, i walczyli przez 2 kwadransy. Wtedy Eragon rzucił miecz i powiedział:
-Jesteś już w pełni sprawny. Poćwicz jeszcze troche i wyruszymy do Uru baenu.
Murtagh zamrugał.
-Jasne, stary.

***
Copyright 2007 BY Pierutk@
Zastrzegam sobie prawo do drobnych popraw w opowiadaniach! Nie wolno Uśmiercać Murtagh'a ani Eragon'a!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Arya



Dołączył: 12 Gru 2006
Posty: 84
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:06, 31 Mar 2007

Nie kumkam czegoś: dlaczego nie użyli magii przy Ra'zackach (??!!), po co się przeniesli nad jezioro, wszystko dzieje się tak szybko.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pierutka



Dołączył: 08 Mar 2007
Posty: 122
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Nie 12:19, 01 Kwi 2007

Dzieje się szybko, bo byłam już zmęczona tym pisaniem, a poza tym, musiałam wyjaśnić, że Murtagh żyje, bo inaczej ktoś mógłby go przypadkiem uśmiercic:) Postaram się bardziej rozpisywać, choć to proste nie będzie... Przeciw Ra'zacom Murtagh nie użył magii, bo był zaskoczony i nie pomyślał, a Eragon był trochę sparaliżowany strachem o siebie i brata, więc nie użył jej.

***
Nim zdąrzyli się zorientować, minął tydzień. Dni zlatywały im na walkach i ćwiczeniach. Stan zdrowia Murtagha gwałtownie się poprawił na dobre, lecz wciąż coraz bardziej tracił na wadze. Był teraz tak chudy, że wyglądał na dwa razy mniejszego od Eragona. Zaczął się garbić, a Eragon coraz rzadziej widział, aby jadł albo spał. Pod oczami miał sińce, same oczy zapadnięte, a jak się odzywał, mówił krótkim, prostym językiem. Mimo wyczerpania Murtagha postanowili wyruszyć do twierdzy. Gnali na smokach pędzeni wiatrem. Pod nogami widzieli zamazane obrazy ziemi, co jakiś czas któryś smok nurkował porywając szczękami sarnę lub inne zwierzę. Przed zachodem słońca stanęli kilkadziesiąt staj za Gil'eadem. Eragon , nie chcąc być zaatakowanym przez Murtagha, położył się spać kilka stóp on niego.

***
Eragona zbudził ryk. Otarł oczy i dostrzegł Murtagha rzucajacego przekleństwa i czary w stado urgali. Było ich około 20. Błyskawicznie rzucił zaklęcie na Murtagha, aby go nie zaatakował, i wyjął swój miecz. Podbiegł Murtaghowi na pomoc. Ten powalił już znaczną ich część, lecz brakowało mu powoli sił. Powalił kilka urgali. Murtagh załatwił już prawie wszystkich magią, lecz jeden, znacznie większy i okazalszy, walczył z nim zawziecie. Eragon zamachnał sie i odciął mu rękę, Murtagh wykorzystując chwilę zaskoczenia podskoczył i obciał mu łeb. Oczyścił miecz i zaczął pakować obóz.
-Pomożesz mi?-zwrócił sie do Eragona.
-Tak ,oczywiście-odparł po chwili zamyslenia. Spakowali wszystkie rzeczy i szybko wskoczyli na smoki. Wspięły się w powietrze, trzepiąc zajadle skrzydłami.
Eragonie?
Tak Saphiro?
Wiesz, kiedy tam dolecimy?
Najpóźniej za 3 dni.
Aha.
Czemu pytasz?
Muszę się przygotować. Wejdziesz tam sam?
Tak. Jeśli zacznę z nim bitwę powietrzną, Shurikan ciebie rozpłata. On jest wielki i ma doświadczenie.
Dobrze. Trzymaj się mały!!!

Zanurkowała w dół. Eragon w ostatniej chwili złapał pętlę przy siodle, inaczej by spadł. Saphira złapała w potężne szpony młodego dzika. Jednym ruchem wrzuciła go sobie do paszczy. Chrupiąc go zaciekle, podleciała bliżej do Ciernia.
-Murtagh!-wrzasnał Eragon-gdzie teraz?
-Bardziej na wschód! Musimy znaleźć sie na wysokości Bullridge najpóźniej przed zachodem słonca. Inaczej trafimy na ich wojska pędzące w strone puszczy!- wykrzyknał w odpowiedzi Murtagh.
-Dobrze! A więc lećmy wyżej, smoki się rozpędzą!
-Świetny pomysł. Do góry!- wrzasnął na Ciernia.
Lecieli wśród chmur widząc tylko obłoki. Byli cali mokrzy. Słońce powoli zaczęło chylić się ku zachodowi, kiedy Murtagh wykrzyknął:
-Nurkujemy! Widzę tam-wskazał palcem na wschód-Bullridge! Możemy szukać jakieś przytulnej norki!!!
Eragon w odpowiedzi kiwnął głową.
Saphiro, ląduj!
Już, mój mały.
Dosyć tych czułości...Zaraz słońce zajdzie-Murtagh zwariuje.
Dobrze.

Zaczęli kołować. Po chwili Saphira wylądowała twardo na ziemi. Chwilę później Cień także opadł na ziemię. Murtagh złapał juki w rękę i zsunął się po jego lewej nodze. Cierń natychmiast wystartował przed siebie szukając pożywienia. Po zdjęciu siodła Saphira również do niego dołączyła. Eragon z Murtaghiem nie rozkładając obozu złapali koce i położyli się na ziemi bez suszenia ubrań.

***
Murtagha obudził lekki szmer. Wstał, rozprostował kości i podszedł do Eragona.
-Rzuciłeś zaklęcie?-spytał
-Tak-rzucił krótko w odpowiedzi Eragon
-Długo nie śpisz?
-Kilka godzin. Saphira mnie obudziła. Zauważyła grupę urgali pędzących w strone Surdy. Niepokoiło ją to, ze urgale przystały do Vardenów.
-Doskonale ją rozumiem-rzekł z powagą Murtagh po chwili zamyślenia.
Eragon spakował koce i przypiął juki do siodeł smoków. W tym czasie Murtagh umył się i zjadł pół kromki czerstwego chleba.
-Ruszamy?-spytał.
-Dolecimy dziś do Uru Baen?-zapytał się go Eragon.
-Tak. Dzisiejszą noc spędzimy w okolicach stolicy.
-Niech i tak będzie-odparł Eragon i wsiadł na
Saphirę.
-Gotowy?-spytał Murtagh wskakujący na Ciernia.
-Tak-rzekł ściszonym głosem Eragon.
Wzbili się w przestworza z dziwnym przeczuciem, że nie wygrają tej bitwy.

***
Wylądowali z hukiem. Na zachodzie lekko jaśniały ostatnie promyki słońca. Murtagh rzucił się na posłanie. Eragon po chwili milczenia rzucił "dobranoc" i położył się spać. Saphira wyciągnęła się obok Ciernia w niewielkim dołku.

***
Murtagh obudził się. Słysza miarowy oddech Eragona. Starał się nie wstawać, lecz czyjaś niewidzialna ręka ciągnęła go do góry. Wstał, rozprostował kości i wbrew woli zaczął iść w stronę Eragona.
-Eragonie! Na litość boską, obudź się! On zapanował nad moim ciałem, nie mogę się zatrzymać!!!-wykrzyknął zrospaczony. Eragon zbudził się, widział idącego w jego stronę Murtagha i pośpiesznie wypowiedział formułę zaklęcia. Murtagh zatrzymał się, lekko zachwiał, lecz utrzymał równowagę.
-Trzeba tego padalca zadźgać!-wykrzyknął Eragon. Murtagh siadł na trawie.
-Niedługo nie będę mógł zrobić kroku bez niego. Czuję się opętany-wyznał Murtagh. Umył twarz i podał miednicę Eragonowi. Ten przemył lekko twarz i wylał wodę w trawę. Murtagh podał mu suszone mięso. Eragon pokręcił głową:
-Nie jem mięsa.
Murtagh wzruszył ramionami. Wyjął z worka suszoną marchewkę i suszony szczaw. Eragon złapał i zaczął jeść. Gdy skończył, Murtagh zebrał już posłania. Przypiął niepotrzebne rzeczy do siodeł obu smoków, przez ramie zawiesił długi łuk, u pasa wisiał Zar'roc i jego stary, półtora ręczny miecz. Kołczan za strzałami przewiesił przez drugie ramię.
-Idziemy?-spytał.
Eragon pokiwał głową i poszedł za Murtaghiem. Do Uru Baenu mieli zaledwie staję.

***
Miasto wydawało się być puste. Na ulicach walały się śmieci, domy zdawały sie być opuszczone i niezamieszkane. Szedł za Murtaghiem, który kluczył między alejkami. W końcu doszli do zamku.
-Nic nie gadaj. Załatw to sam, bo ja nie mogę, a we dwójkę...On może wezwać Cienia, albo inne okropieństwo. Tylko jedno wyjście:sam.
Eragon pokiwał głową.
-Rozumiem. Przez drogę pomogę ci zabijać żołnierzy.
-Nie szczędź ich. Galbatorix ma wielu szpiegów. Wszędzie są i czekaja tylko, aby zauważył coś ciekawego. Bez wahania zabijaj...-nakazał Murtagh.
-Oczywiście.
Podbiegli do bram. Murtagh otworzył je jednym ruchem. Weszli do niewielkiego pomieszczenia. Na ścianiach wisiały portrety elfów i władców Alagaesii. Murtagh bez słowa prowadził go coraz wiekszymi pomieszaczeniami, aż w końcu doszli pod komnatę. Zdziwiło ich to, że nigdzie nie było straży. Lecz niedługo potem z zaułka wybiegła armia ludzi skaładająca się z około 30 ludzi. Murtagh mruknął pod nosem zaklęcie, i kilkadziesiąt ludzi padło trupem. Kolejnych wykończył obcinajac głowy lub przecinając w pół. Eragon pomógł mu powalić kilka Kullów, które wyszły z komnaty króla. Murtagh rzekł:
-Pilnuję bram. Ty idź do króla. Jakby co, to krzycz.
Eragon kiwnął głową.
-Może widzę cię po raz ostatni. Żegnaj.
Murtagh pomachał mu i otworzył drzwi do komnaty. Zamknął za nim, czekając w napięciu. Stał tak ponad kwadrans, w między czasie zaatakował go pojedynczy strażnik lub szpieg. Właśnie podbiegło kilku ludzi, kiedy z komnaty dosłyszał krzyk. Serce zabiło mu mocniej. Był to dźwięk głosu Eragona. Błyskawicznie powalił ludzi magią, wyważył drzwi i wbiegł do środka. Zamurowało go; pośrodku, wokół setek trupów ludzi i innych stworzeń, klęczał Eragon. Koszulę miał zakrwawioną, miecz leżał kilka stóp od niego, a nad nim stał Galbatorix. Był ubrany na czarno; w oczach miał pusty wyraz, usta wygięły się niznacznie w uśmiechu. Podetknął miecz do szyi Eragona. Murtagh gorączkowo myślał, co by zrobić, lecz nie przychodził mu na myśl żaden pomysł. Z rozbiegu skoczył na zdziwionego króla. Ten, w ostatniej chwili, uchyliłsię przed ciosem, lecz Murtagh przewrócił go; sam, spadł na twardą posadzkę z szczękiem łamanych kości. Nie zwracajac uwagi na zakrwawiony tors, rzucił sie ku Galbatorixowi. Ten, uciekając od reguł, magią wyrwał mu miecz z ręki, połamał łuk i odpiął półtora ręczny miecz. Murtagh skoczył ku broni, lecz Galbatorix skierował rękę w jego stronę. W miarę jak przybliżał się do niego, ten zbliżał sie coraz bardziej do gładkiej, marmurowej ściany. W końcu Galbatorix przyciagnął go pod mur. Powoli zaczął podnosić rękę. Murtagh był bezsilny. Jego magia, potężna, jak na człowieka, nie dorastała do pięt Galbatorixowi. Szamotał się trochę w powietrzu, lecz Galbatorix powoli zacisnął pięść. Murtagh tarcił powietrze. Stał się siny, oddychał z trudem i poruszał już ciałem. Eragon, klęczący podczas całego zdarzenia, starał się podnieść na nogi. Wciąż jednak się obsuwał na nogi. Był za słaby, by czarować, a Saphiry ani Cienia nie obejmował umysłem. Galbatorix, nie zwracając na niego uwagi, rzekł:
-Myślałeś, że pokonasz mnie? Ja cię szkoliłem, ja znam każdy twój ruch. Nie pokonasz mnie nigdy. Zwalniam ciebie, Murtaghu, synu Morzana, ze służby i wszystkich przysiąg złożonych mnie. Lecz nie ciesz się; zaraz się udusisz... Hahahahaha!
Po komnacie rozległ się głuch śmiech. Eragon, wściekły na wszystkich, wstał, i chwiejąc się podszedł od tyłu do króla. Król zajęty uśmiercaniem Murtagha wogóle go nie słyszał. Eragon z całej siły walnał go w czaszkę. Galbatorix zachwiał się, ręką zaczął rzucać, a Murtagh, wiszący wówczas pionowo, teraz wisiał głową w dół. Eragon zorientował się, że jak Galbatorix go upuści, Murtagh skręci sobie kark. Próbował magią zaamortyzować uderzenie, lecz nie miał siły. Murtagh gruchnął na posadzkę. Zostawił po sobie kałużę krwi. Nie zastanawiając się, złapał miecz i podszedł obciąć łeb królowi. W tym czasie Eragon szybko zebrał broń; Murtagh się zamachnął, lecz Galbatorix wyczarował wokół siebie barierę. leżał nieprzytomny, a każdi cios odbijał się od niego. Murtagh zaklął.
-Nie ma czasu, Murtaghu! Zwiewajmy!!!
Murtagh nie chciał słuchać, lecz cieknąca z głowy krew nie pozwoliła mu czekać. Wybiegł za Eragonem z zamku. Biegli, nie oglądając się za siebie, błądząc korytarzami zamku. Gdy znaleźli bramę, ujrzeli całe hordy ludzi biegnące ich zabić. Nie mieli czasu ani siły. Złapali wierzchowce uwiązane przy zamku. Wskoczyli na oklep bez ogłowia. Umysłem rozkazali koniom opuścić miasto. Murtagh, galopując, powoli tracił przytomnośc, a Eragon niespokojnie na niego patrzył. Nim się obejrzał, znaleźli się za bramą. Murtagh ostatnim sił zaryglował ją magią. Pognali w stronę Furnostu. Gdy znaleźli się poza zasięgiem wojsk króla, zatrzymali się. Murtagh chwiejac się podszedł do Eragona.
-Jesteś ranny. Opatrzę cię- powiedział. Lecz Eragon, widząc poklejone krwią włosy i twarz, oraz widząc zakrawiona tunikę Murtagha, kopnął go z całej siły w brzuch. Murtagh padł, lecz tuż nad ziemia złapał go Eragon. Położył delikatnie, wstrzymał krwotok głowy, po czym owinął go w koce. Wezwał Saphirę i nakazał jej zawieść Murtagha do Furnostu. Nie zwracając uwagi na prostest konia, przywiązał jej go do brzucha.
-Leć- nakazał. Przywiązał drugiego konia do brzucha Ciernia i wsiadł na niego. Smok bez protestów wzniósł go w górę.
-Do Furnostu.
Rozumiem. Trzymaj się.


***
Copyright 2007 BY Pierutk@
Zastrzegam sobie prawo do drobnych popraw w opowiadaniach! Nie wolno Uśmiercać Murtagh'a ani Eragon'a!



Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pierutka



Dołączył: 08 Mar 2007
Posty: 122
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Pią 17:21, 18 Maj 2007

Murtagh powoli zaczął odzyskiwać świadomość. Ledwo widział, że leci na Cierniu nad jakimś jeziorem. Zaschło mu w ustach; lecieli bardzo szybko. Chciał coś powiedzieć, lecz z ust zamiast głosu z ust wyleciał mu jakieś bezgłośne ‘e’. Gdy Eragon, lecący obok na Cierniu dostrzegł, że Murtagh się obudził, wszedł w jego umysł. Murtagh go wpuścił.
Jak tam? Wszystko dobrze? Przepraszam...-rzekł skruszony. Murtagh na to:
Nie ma to jak oberwać grubym metalowym buciskiem w sam środek brzucha...
Eragon wyczuł w jego myśli sarkazm i ironię. Uśmiechnął się w duchu.
Nie martw się. Niedługo lądujemy. Byliśmy po drodze w Furnoście...
Murtagh zdenerwował się, lecz po chwili opanował emocje.
Opowiedz mi wszystko co się działo jak byłem nieprzytomny
Koniecznie teraz?
-spytał lekko znużony Eragon.
Tak.-powiedział krótko, ale zdecydowanie Murtagh. Eragon więc zaczął:
Na koniu traciłeś przytomność. W końcu straciłeś ją całkowicie i spadłeś. Więc przywiązałem lżejszego konia do brzucha Ciernia, a cięższego konia i ciebie do Saphiry. Wsiadłem na Ciernia i kazałem mu i Saphirze lecieć do Furnostu. Lecieliśmy... Po drodze z daleka, ale widzieliśmy legiony wojsk Galbatorixa nacierające na Surdę... A więc lecieliśmy tak, zrobiliśmy postój... Ale ty nadal byłeś nieprzytomny. Zacząłem się martwić... Ale znowu przywiązałem cię i tego cięższego konia do Saphiry, a lżejszego do Ciernia i znów na nim ruszyłem. Zaraz przed Furnostem wylądowaliśmy, a ja wziąłem tego lekkiego gniadosza i pognałem pod granice Furnostu. Ale Furnost był opanowany całkowicie przez żołnierzy i zwolenników Galbatorixa, więc zaczaiłem się, ukradłem kilka bandaży, lekarstw i chleba, i wróciłem do was. Opatrzyłem cię dobrze, chleb zapakowałem. Stwierdziłem, że konie nie będą nam potrzebne, więc podczas jednej nocy przetransportowałem je, czyli przywiązałem do brzucha Saphiry, i wypuściłem na żyzne ziemie lasu przy jeziorze Tüdosten... Potem wróciliśmy, przywiązałem cię do-tym razem-Ciernia i poleciałem na Saphirze, a Cierń za nami, kierując się do Orthîadu. Jeszcze trochę, to zobaczymy Petrovyę.
Murtagh westchnął, lecz Eragon tego nie dosłyszał.
[i]Ile dni byłem nieprzytomny???

Tym razem Eragon westchnął, a Murtagh tego nie dosłyszał.
-5 lub 6... W każdym razie koniecznie musisz coś zjeść... Zaraz lądujemy, leszcze tylko kilka minut....
Lecieli jeszcze wśród chmur kilka minut, po czym Eragon gwałtownie zmienił kurs. Murtagh posłusznie poleciał za nim. Kilka minut kołowali, lecz Murtagh był zbyt zamulony, żeby cokolwiek widzieć. Prześwitywały zza mgły jakieś niewyraźne kształty zabudowań.
-Jesteśmy na lądzie-rzekł cicho Eragon.

Copyright By Pierutka®
All rights reserved™
copy:&2007


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat Odpowiedz do tematu

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

 

Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group :: Theme zoneCopper designed by yassineb.
Regulamin